David Bowie - Rebel Rebel
Zamarzyłam sobie, by od teraz żyć normalnie, z dala od tego zgiełku, bólu i krwi. Wymarzyłam sobie idealny świat, w którym żyję sobie cichutko na uboczu, nie wchodząc nikomu w drogę. Zapragnęłam spokoju i miłości. Nie wiem, co to miłość, nigdy jeszcze nie kochałam. Podobno Bóg nas kochał zanim odszedł. Jeżeli to jest miłość, ta prawdziwa, o której wszyscy mówią, nie chcę jej poznać, chcę żyć złudzeniem, jakim żyją ludzie. Chce się troszczyć i chcę by ktoś troszczył się o mnie, chcę się kłócić, by zaraz potem się pogodzić, chcę trzymać kogoś za rękę, całować na dobranoc… Chcę kochać ziemską, płomienną miłością, nie tą, której nauczyli nas w niebie.
Zamarzyłam sobie, by od teraz żyć normalnie, z dala od tego zgiełku, bólu i krwi. Wymarzyłam sobie idealny świat, w którym żyję sobie cichutko na uboczu, nie wchodząc nikomu w drogę. Zapragnęłam spokoju i miłości. Nie wiem, co to miłość, nigdy jeszcze nie kochałam. Podobno Bóg nas kochał zanim odszedł. Jeżeli to jest miłość, ta prawdziwa, o której wszyscy mówią, nie chcę jej poznać, chcę żyć złudzeniem, jakim żyją ludzie. Chce się troszczyć i chcę by ktoś troszczył się o mnie, chcę się kłócić, by zaraz potem się pogodzić, chcę trzymać kogoś za rękę, całować na dobranoc… Chcę kochać ziemską, płomienną miłością, nie tą, której nauczyli nas w niebie.
Zapragnęłam spokoju
i ciszy. Zostawiłam bóle wojny daleko za sobą, daleko w miejscu, do którego
może już nigdy nie będzie mi dane wrócić. Czy żałuję? Chyba nie. Jestem teraz człowiekiem,
taką wybrałam drogę, uczę się życia, popełniam błędy.
Błędy. Czy to
błąd, że jestem teraz tutaj? Najwyraźniej już nauczyłam się jak być człowiekiem,
przynajmniej w pewnym stopniu - nie realizuję swoich postanowień.
Szłam powoli w stronę płonącego budynku,
wrażliwa na każdy szelest. Wyostrzyłam wszystkie zmysły, poczułam się jak
gdybym wróciła do dawnego życia. Nie podobało mi się to, że całe moje ciało drżało
z podniecenia. Brakowało mi tego, brakowało mi adrenaliny i emocji. Wyszkolono mnie
na maszynę do zabijania, jak mogłam być tak naiwna, by wierzyć w to, że zamknę
się w domu na cztery spusty i będę robić szalik na drutach.
Minęłam zaparkowany
w cieniu samochód. Czarny Chevrolet, pusty. Nie musiałam nawet zaglądać do
środka, czułam to. Nie usłyszałam oddechu ani bicia serca. Dotarłam do budynku,
który kiedyś najprawdopodobniej był szopą lub stodołą, pchnęłam ciężkie drzwi,
a płomienie ognia buchnęły wprost na mnie. Poczułam ciepło płomieni,
wiedziałam, że stojący na moim miejscu człowiek, spłonąłby w męczarniach. Bez problemu
przeszłam do środka, oby nie było za późno. Szybko ich zobaczyłam. Wyższy,
przywiązany do słupa podtrzymującego konstrukcję był ledwie przytomny, zwinnym
ruchem odwiązałam go i bez większych trudności, mimo jego rozmiarów
przeciągnęłam go w stronę leżącego bezwładnie blondyna, którego chwyciłam za
rękę i w ułamku sekundy wszyscy troje znaleźliśmy się tuż obok samochodu. W tym
samym momencie dach stodoły z donośnym hukiem zawalił się.
-W co wy się
wpakowaliście… - mruknęłam pod nosem, bardziej sama do siebie niż do nich.
Skupiłam się,
po czym dotknęłam dłonią czoła blondyna, z którego niemalże uchodziło już życie,
poczułam jak ucieka ze mnie energia, jednak mężczyzna już chwilę później chrapliwie
wciągnął powietrze i otworzył oczy, przyglądając mi się z zaskoczeniem. Teraz pora
na drugiego, skupiłam na nim resztkę swojej energii, upadek osłabił mnie
bardziej niż myślałam, jednak nie obchodziło mnie to, bardziej poczułam niż zobaczyłam,
że odzyskuje siły. Sama jednak nie dałam rady wytrzymać już ani chwili dłużej. Przed
oczami zawitała mi ciemna mgła, a potem bezwładnie osunęłam się na mokrą trawę.
-Musimy skontaktować
się z Cassem… - mówił jakiś głos. Spróbowałam się poruszyć, jednak każdy
mięsień, każda komórka mojego ciała była tak wyczerpana, że jedyne co mogłam
zrobić to leżeć tak bez ruchu i podsłuchiwać.
-Próbowałem
już tyle razy. Zniknął.
-Spróbuj
jeszcze raz, uratowała nam życie, może on może ją uzdrowić.
-Kimkolwiek
jest Cas, nie będzie potrzebny. – wydusiłam i całą energię skupiłam na
podniesieniu się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu,
odnotowując, że znajduję się w jakimś nie najwyższej klasy pokoiku. Dokładnie naprzeciwko
mnie spostrzegłam dwie zastygłe z zaskoczenia twarze. Nie byli podobni, ale ja
wiedziałam, że są braćmi. Wiedziałam też, że aktualne są ze sobą skłóceni. To prawdziwe
przekleństwo, czasem wolałabym niczego nie czuć, nie słyszeć i nie wiedzieć.
-Kim jesteś?
Czym jesteś? – zielone oczy prześwidrowały mnie na wskroś.
-Nie, nie
ważne. Lepiej będzie jeśli już pójdę. – po czym wstałam i pospiesznie udałam
się do drzwi. Nie tak miało być. Miałam ich tylko uratować i zniknąć, oni
natomiast mieli już nigdy więcej mnie nie zobaczyć. Po prostu poczułam, że
muszę im pomóc, widziałam co się tam działo, omal nie zginęli tuż pod moim
nosem. Każdy na moim miejscu by tam poszedł.
Silne męskie
ramię zasłoniło mi przejście w momencie, kiedy już wyciągałam dłoń w stronę
klamki.
-Powiedz mi
kim jesteś. – powtórzył z naciskiem.
-Nazywam się
Venetia Jones i nie ma za co. – odpowiedziałam równie dobitnie wytrzymując jego
przeszywający wzrok.
Na chwilę
wydał się lekko zakłopotany, jednak szybko przybrał poprzedni wyraz twarzy.
-Dziękujemy
za uratowanie życia, jesteśmy twoimi dłużnikami. Ale wiesz pewnie, że coś
takiego nie zdarza się codziennie, nie każdy ma takie zdolności.
-I tak mi
nie uwierzycie. – dałam za wygraną, spojrzałam na nich, próbując ocenić poziom
zaskoczenia, jaki wymaluje się na ich twarzach, kiedy się dowiedzą. Z drugiej
strony, zdążę już zregenerować siły na tyle, by zniknąć zanim zadzwonią do
szpitala dla obłąkanych.
-Sprawdź
nas. – odpowiedzieli równocześnie, jedynie udowadniając moje stwierdzenie, iż
są to bracia.
-No więc… -
nie wiedziałam, jak zacząć, bo wszystko, co przychodziło mi na myśl kojarzyło
mi się jedynie z tym głupim podrywem, z którego wszyscy się tutaj śmieją. Poczułam
się nagle strasznie głupio, wyobrażając sobie siebie siedzącą w barze i
odpowiadającą na pytanie czy bolało, kiedy spadałam z nieba. Bolało. – No więc
jestem aniołem. Spadłam tutaj i żyję jako człowiek. – wydaje mi się, że
zabrzmiało to strasznie dziwnie. Po raz pierwszy odkąd się tutaj znalazłam,
powiedziałam to na głos. Z wyczekiwaniem patrzyłam na mężczyzn. Wyglądali na
lekko zaskoczonych, jednak nie na tak wstrząśniętych, jak sobie wyobrażałam
jeszcze przed momentem. Teraz to ja byłam w szoku. Z mojego krótkiego
doświadczenia jako człowiek, zdążyłam już odnotować, że tutaj niewielu wierzy w jakiekolwiek istoty myślące
poza nimi samymi.
-A..Aniołem?
– blondyn spojrzał na brata z dziwnym wyrazem twarzy, jakby mówił „dlaczego
znowu ja?”. Już kompletnie nic z tego nie rozumiałam.
-Zaraz,
zaraz… wy mi wierzycie? – odczytałam milczenie i wymowne wyrazy twarzy, jako
potwierdzenie.
-Nazywam się
Sam Winchester, a to mój brat Dean. – powiedział tonem wskazującym na to, że
powinnam wiedzieć kim jest. Zamyśliłam się. Winchester… Ach, oczywiście, jak
mogłabym nie pamiętać, tych dwóch głupków od apokalipsy. Miałam wtedy
ważniejsze sprawy na głowie niż bramy piekielne. Mój oddział musiał uspokoić
rebelie w więzieniach dla zdrajców, uniknąć wojny domowej.
Nagle nie
mogłam powstrzymać śmiechu.
-No tak,
dwóch samotnych strażników, ratujących świat. Słyszałam o was co nieco. Niestety
byłam zbyt zajęta, by się tym bardziej interesować. Mimo wszystko, jestem
wdzięczna, że naprawiliście to, co zepsuliście, bo w innym wypadku nie mogłabym
w spokoju żyć na ziemi.
-Nie ma za
co. – warknął Dean przez zaciśnięte zęby. Czyżbym trafiła w jakiś czuły punkt? Każdy
przecież popełnia błędy, niektórzy mniejsze, niektórzy większe, a w
Winchesterowie
otwierają bramy piekielne. Zdarza się.
-Macie coś
przeciwko, jeżeli teraz zniknę i będę kontynuować swoje sielankowe życie z dala
od tego całego zgiełku i zamieszania wokół was? – już prawie znikałam, kiedy
jakaś potężna siła zmusiła mnie do pozostania, niemal przygważdżając mnie do
podłogi. Przez chwilę szamotałam się nie wiedząc co się dzieje, gdy
uświadomiłam sobie, że zaplątałam się w beżowy prochowiec, a spokojne stalowe
oczy przyglądają mi się w ten sam sposób, jaki zapamiętałam je wpatrujące się
we mnie tysiące lat temu.
-Amithiel.
-Castiel. – zaśmiałam
się nerwowo. No tak i oto stoi przede mna sprawca całego tego zamieszania. Nie ma
co, ta trójka jest siebie warta. Ciekawe co teraz planują i ilu z nas, mam na
myśli aniołów i ludzi, znowu na tym ucierpi.
-Co tutaj
robisz?
-Mieszkam, a
wolnych chwilach ratuję życie Winchesterów.
(Sammy, Anioły, znowu...)
*
Oto i jest
pierwszy rozdział. Po pierwsze jest za krótki, a po drugie średnio mi się
podoba, ale zawarłam w nim wszystko, co chciałam. Co do spraw organizacyjnych,
akcja będzie toczyła się w miarę szybko, bo planuję tutaj nie więcej niż 8-10
odcinków, jeżeli to wypali i ktokolwiek zainteresuje się czytaniem, pomyślę nad
czymś dłuższym.
Masz rację, rozdział jest krótki, a ja ostatnimi czasy gustuję w tasiemcach, jednak niespecjalnie odczułam jego długość, ponieważ tak czy inaczej bardzo mi się podobało! :) Naprawdę, jestem pod wrażeniem, że w dość krótkim wątku udało ci się zawrzeć wszystko, co chciałaś - i w dodatku świetnie to opisałaś.
OdpowiedzUsuńPolubiłam główną bohaterkę i jej przemyślenia, dzięki temu milej się czyta :) No i nasi ukochani łowcy. Ach, Castiel, uwielbiam go i nie mogę się doczekać, aż wprowadzę go u siebie, chociaż mam obawy. Zaśmiałam się kiedy Venetia zaplątała się w prochowiec Casa, bo wydaje mi się to zabawne. Ja na przykład będąc na jej miejscu, prawdopodobnie spaliłabym się ze wstydu :D
Cóż, ja z pewnością jestem zainteresowana tym opowiadaniem i mam nadzieję, że będzie dłuższe niż dziesięć rozdziałów ^_^
Życzę ci weny i czasu na pisanie, pozdrawiam!
Z opóźnieniem, ale już jestem. Ja nie wiem, co Ty chcesz? Dobrze napisałaś ten rozdział i jest ciekawy, choć krótki. No nie słyszała o Cassie, ale chyba mogła się domyśleć o kiom była mowa, gdy poznała tożsamość chłopaków ;) Alee teraz ja coś czuje, że tym razem tu nie będzie romansu Dean i główna bohaterka, a Castiel i główna bohaterka ;) To będzie ciekawe i ja czekam na rozwinięcie akcji :D
OdpowiedzUsuńZapraszamy do nas po długiej przerwie! Nowy rozdział opowiadania " Projekt Ragnarok" już jest na superwhovengerlock.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuń